Edyta Lewandowska najlepsza w brazylijskim ultramaratonie. Zwycięstwo w debiucie na 135 mil

Edyta Lewandowska w swoim debiucie wygrała ultramaraton w Brazylii
Edyta Lewandowska w swoim debiucie wygrała ultramaraton w Brazylii

217 km, niemal 27,5 godziny biegu i zwycięstwo w debiutanckim ultramaratonie na drugim końcu świata. Edyta Lewandowska, współpracująca z Matrix Polska, zajęła pierwsze miejsce w kategorii open w Brazil +135. Została pierwszą kobietą  w historii, która wygrała ten bieg, bijąc przy okazji rekord trasy. Dlaczego wybrała akurat te zmagania? Z jakimi trudnościami borykała się na trasie?

„Nigdy nie będę specjalistką biegów technicznych górskich, skyrunningowych” – pisze o sobie Edyta Lewandowska. I dodaje, że przy odpowiednim treningu, przygotowaniu i wsparciu można rywalizować z najlepszymi na świecie.

Wieloletnia przygoda multimedalistki MP ze sportem ewoluowała całe lata. Zmagania jako  młodziczka rozpoczęła od biegów krótkich, poprzez cross i trail. Z wiekiem startowała na coraz dłuższych dystansach. Bardzo długo jej ulubionym dystansem był maraton. W nim święciła największe sukcesy.  Niedawno zajęła drugie miejsce w koronnym biegu na 72 km rozegranym podczas festiwalu Transvulcania by UTMB 2023. W końcu przyszedł czas na ultramaraton.

Dlaczego Brazylia?

Klimat panujący w styczniu w tej część Ameryki Południowej z pewnością nie sprzyja biegaczkom i biegaczom. Tym bardziej, że bieg Brazil +135 Ultra Journey  odbywa się w porze deszczowej brazylijskiego lata. Temperatury potrafią być zabójcze, a krótka nawet burza oznacza nawałnice deszczu.

„Życie jest zbyt piękne i zbyt krótkie, by go nie smakować – pisze na swoim profilu Edyta Lewandowska. „Dlatego na swój debiut wybrałam bieg według mnie ekstremalny. W terenie, którego nie znałam, w kraju najbardziej egzotycznym z możliwych i w warunkach, które nie dają drugiej szansy” – pisze.

Gdy Edyta Lewandowska stawała na starcie przed nią do pokonania było 217 km i zaledwie 100 zakwalifikowanych przez organizatora zawodników.

Brazil +135, czyli zabójcza trasa

Trasa wiodła szlakiem Camino da Fe, gdzie zaledwie 20 mil to odcinki w miarę płaskie. Cała reszta to ciągłe  podbiegi i zbiegi, dochodzące nawet do 45 stopni.  Najbardziej górzysty i trudnodostępny fragment wiódł  między Aquas de Prata a Andradas, z bardzo stromym szczytem wznoszącym się 1600 m n.p.m. W tym miejscu, w czasie biegu, Edyta Lewandowska miała już dwie godziny przewagi nad drugą zawodniczką.

„Ci, którzy na starcie poszli za szybko, już byli historią” – relacjonuje biegaczka. „Ja miałam wrażenie, że biegnę spokojnie, jak dla mnie za wolno, że muszę pilnować się planu bo zabawa zacznie się po 100 km a bieg wygra ten, kto zachowa siły i odrobinę świeżości po 100 milach – dodaje.

Ultra jest kobietą

Przed zmrokiem zmieniła odzież, potem dwukrotnie buty. Jak wspomina, nocą, ze względów bezpieczeństwa, nie odważyłaby się biec bez towarzyszącego jej auta. Częściej stawała też na „normalne” jedzenie by pobudzać do pracy żołądek zmęczony ilością energetycznych żeli.

„No i dostałam przyspieszony o 2 dni okres. Ultra jest kobietą, mówią niektórzy” – to relacja z kolejnej niespodzianki na trasie.

“W nocy biegłam spokojnie ale bardzo długo nie widziałam żadnego auta organizatora. Nie mijały mnie też pojazdy supportu innych zawodników.” – opowiada nam zawodniczka.  „Jestem przekonana, że tracę i faceci przede mną są już sporo dalej. Byłam trzecia open więc to wspaniały wynik. Nie myślę o tym. Staram się biec swoje, równo, ale zbiegi to koszmar, stopy a szczególnie paznokcie ,„wyją” z bólu – pisała Edyta w social mediach.

O 3:40 organizatorzy przeprowadzili kontrolę techniczną i krótką rozmowę o dotyczącą samopoczucia. Właśnie wtedy otrzymała informację, że jest pierwsza i nad drugim zawodnikiem miała 4 km przewagi.

„Nie chcę umierać. Chcę więcej”

50 km przed metą była już bardzo zmęczona. Do tego dochodzi wymóg, by w określonym, charakterystycznym miejscu mijanych niektórych miejscowości, zrobić sobie zdjęcie i wrzucać je w specjalną aplikację.

17 km przed metą już było jasno i znów  gorąco. „Mija kolejna godzina walki góra-dół (..) Pytam czy daleko jeszcze, bo nie mam sił a na zbiegach bolą odparzone stopy.  Słyszę że 17 km. Mam wrażenie , że 17 było godzinę temu, może nawet wcześniej. Track wariuje pokazując prawidłowo drogę ale w wyniku braku zasięgu nie maleje dystans do mety. Znów płaczę i tym razem już nie wiem czy z nerwów, bezsilności czy bólu” – relacjonuje. „Chyba się położę na tej drodze i umrę. Przynajmniej w pięknym miejscu robiąc to, co kocham” – czytamy w emocjonalnej relacji na jej profilu.

“Kiedy dobiegam do Paraisopolis już wiem, że do mety zostało tak naprawdę bardzo niewiele. Strata drugiego zawodnika wynosiła wówczas już półtorej godziny. To oznaczało zwycięstwo! Dostaję do ręki polską flagę i szczęśliwa mijam metę.”

Jej wynik to pierwsze miejsce w kategorii open, z czasem 27 godzin 29 minut, co oznaczało rekord trasy. Drugi na mecie Simen Holvik, zwycięzca Badwater i drugi zawodnik Spartathlonu.

„Łzy, wzruszenie, napisy końcowe. Ten bieg to ultra w czystej postaci. I mój wymarzony debiut. Kocham to, co robię. Nie chcę umierać. Chcę więcej” – podsumowała.

I rzeczywiście: chce więcej. Edyta Lewandowska ma kolejne biegowe plany, w których realizacji wspiera ją Matrix Polska. Zamierza wygrać open Badwater i Spartathlon a jesienią w  50 dni przebiec Route 66 w USA oraz wpisać swój wyczyn do Księgi Rekordów Guinnessa. Trasa liczy 3940 km. Łatwo policzyć, że codziennie pokonywać będzie 80 km amerykańskiej Matki Wszystkich Dróg. Cel tego biegu to zwiększanie świadomości onkologicznej i propagowanie aktywności fizycznej i zdrowych nawyków.

Źródło: Fb oraz IG/Edyta Lewandowska

Artykuł sponsorowany

- REKLAMA -