Limuzyny podjeżdżają pod dyskonty

Tak sobie czytam nagłówki informacji w internecie: Market X – cztery nowe sklepy, Dyskont Y mocniejszy o siedem lokalizacji, Sieć X wybiera Galerię Y, Sieć dyskontów zamierza otworzyć do końca br.18 nowych lokali. Nie przypomina wam to czegoś? Mnie bardzo. To informacje rodem z branży fitness, a przecież to branża FMCG i mowa o sklepach.

 

Od kiedy kilka lat temu miałam okazję przez rok być redaktor naczelną magazynu Życie Handlowe, takiego FitBiz dla branży FMCG, obserwuję ten rynek. To fascynujące, bo właściwie wszystko, co dzieje się tam, wydarzyło się lub wydarzy na naszej fitnessowej grządce. Kiedy zaczynałam przygodę z ŻH, na polskim rynku rządziły właściwie dwa formaty: market wielkopowierzchniowy i mały niezależny spożywczak. Z wielkich formatów, w których wózek toczy przed sobą cała rodzina, kilku już w ogóle nie ma. Rozdrobniony rynek małych rodzinnych sklepików, zwłaszcza w miastach, jest w zaniku. Duże sklepy, jak np. Carrefour, zauważyły potrzebę stworzenia sklepów, które będą w sąsiedztwie, do których nie trzeba organizować rodzinnej wyprawy. Powstał więc Carrefour Express. Na drugim rogu osiedla mamy Żabkę lub Fresha. Niby podobne, a jednak inne i mające swojego klienta.
Dyskonty. To kolejny temat, który obserwujemy także na naszym podwórku. Rosną jak biedronki po deszczu 🙂 Ciężko na rynku mają delikatesy. Czasem odnoszę wrażenie, że już komunikacja na poziomie premium jest początkiem kryzysu. Limuzyny podjeżdżają pod dyskonty, chociaż tylu Polaków aspiruje. Patrząc jednak na koszyki i taśmy przy kasach, można odnieść wrażenie, że aspiracje kończą się na aspiracjach i tablicy na FB.
Dlatego to co premium albo premium być zamierzało, znika z rynku. Stąd spektakularne zamknięcia, przejęcia i upadki. Pytanie: dlaczego premium nie wytrzymuje? Bo premium było tylko z nazwy? Bo dyskontowe formaty rodem z ogrodu botanicznego lub zoologicznego wiedzą coś, o czym marki premium zapominają?

Bardzo inspirująca jest obserwacja branży FMCG, chociaż tam mają w ofercie czipsy i piwo, a nie jogę i HIIT. No i w jednym są zdecydowanie przed nami: ich klienci mają uświadomioną potrzebę jedzenia, a nasi nie odczuwają potrzeby zdrowego ruchu.

Pozdrawiam
Red. nacz.

- REKLAMA -