Kocham samochody. Zwłaszcza te, które przy zjeździe z asfaltu nie zostawiają zawieszenia na drodze. Ale kocham też siebie i swoje zdrowie i wiem, że ono daje nam więcej wolności niż dobre 4×4. Dlatego bez względu na porę roku, chętnie korzystam z własnego napędu i na spotkania biznesowe docieram pieszo w wygodnym obuwiu.
Zamiast czasu w korku w pozycji, która mnie zabija i tak podczas pracy przy biurku, łączę przyjemne z pożytecznym. Przede wszystkim w sposób naturalny buduję odporność. Moje dzisiejsze 5,67 km starannie odnotowuję w aplikacji, bo jestem fanem zbierania km i godzin spędzonych aktywnie. Największą nagrodą dla mnie będzie zgromadzony na moim koncie odpowiedni miesięczny dystans.
Idąc dziś ze spotkania z klientem szczęśliwa, że nie tylko zrobię odpowiednią liczbę kroków, czyli odrobię pracę domową z W-F, ale też pozachwycam się wiosną, zaczęłam się zastanawiać, dlaczego kluby skupiają swoją uwagę na kliencie jedynie podczas jego wizyty w obiekcie?
Dlaczego nie wychodzą poza klub chociażby monitorując klienta podczas jego aktywności w pozostałe dni tygodnia czy miesiąca, kiedy nie przychodzi na trening? Z jakiego powodu jako branża oddajemy tak łatwo pole firmom z innych segmentów rynku, u których nasi klienci wykupują subskrypcje aplikacji lub wykorzystują je “bezpłatnie” w zamian za dane?
Dlaczego nie wykorzystamy przestrzeni poza klubem do:
- grywalizacji,
- poszerzenia naszego pola działania,
- monetyzacji naszej wiedzy w dziedzinie treningu i budowania kondycji,
- budowania relacji z naszym klientem,
- itd.
Mam w głowie jeszcze więcej “dlaczego”, ale zostawię je na kolejny odcinek moich branżowych rozważań.
Pozdrawiam słonecznie bardzo
Dorota Warowna
Redaktor naczelna
Fot. archiwum prywatne autorki