Dawno, dawno temu (początek 2000 roku) w odległej galaktyce (no może nie tak zupełnie odległej, bo przy ul. Puławskiej w Warszawie, tam gdzie teraz jest klub Calypso) zostałam jednym z pierwszych członków klubu Gymnasion.
Wielu z was zapewne nie pamięta tych zamierzchłych czasów i tej sieci, ale uwierzcie na słowo, że były to świetne kluby z bardzo dobrą kadrą i (do czasu, bo kluby ogłosiły upadłość) nowocześnie zarządzane. Pamiętam, że abonament nie był tani, ale w jego ramach otrzymywałam to, na co teraz ciężko jest liczyć nawet w klubach uważających się za najlepsze. Niestety przyszedł dzień, kiedy ktoś wpadł na pomysł stworzenia wyjątkowo atrakcyjnej oferty dla nowych klientów, w tym studentów. Klub ze wspaniałą atmosferą zamienił się w ciasny tramwaj, w którym przestępując z nogi na nogę czeka się na miejsce siedzące (w przypadku Gymnasionu oczywiście nie chodziło o siedzenie, lecz zwłaszcza o urządzenia w sekcji cardio). Mimo dwóch długich rzędów bieżni i innych maszyn nie byłam w stanie zrobić kompletnego treningu.
A przecież byłam jednym z pierwszych klientów, płaciłam wysoki abonament, dodatkowo korzystałam z kortów do squasha i masażu, często robiłam zakupy w barku, więc byłam wiernym i lojalnym klientem, którego koszyk zakupowy, oprócz abonamentu, wypełniały usługi dodatkowe.
Dla mnie, stałego klienta, klub nie miał żadnej propozycji, która osłodziłaby mi życie w tłumie aktywnych fizycznie osobników. Dla NOWYCH miał, a starzy… No przecież co miesiąc wpływała z karty kredytowej opłata za abonament. Więc przyszedł dzień, kiedy postanowiłam gdzie indziej wydawać swoje pieniądze. Klub stracił wiernego klienta i mógł liczyć tylko na czarny PR.
Dzisiaj, po wielu latach, inny klub przypomniał mi tę historię. Jak wiadomo, branża fitness, uważa, że najlepszym orężem w walce o klienta jest cena, przecena, dawanie za darmo, są gratisy i inne promocje. Otóż ów wspomniany już klub, ma przygotowane prezenty dla wszystkich pań, które w Dniu Kobiet zdecydują się podpisać umowę członkowską. Prezentem jest np. bezpłatny miesiąc w klubie. Super! A co ma dla pań, które są członkami? Mają ten dzień spędzić z daleka od klubu, bo ten komunikuje, ze tego dnia czeka na nowe klientki?
Co jakiś czas, przy przedłużeniu umowy, odbywam bardzo dziwne dla mnie rozmowy z operatorem sieci komórkowej i dostawcą telewizji kablowej. Za każdym razem rozmawiamy o tym, dlaczego nie doceniają tego, że jestem im wierna od tylu lat i że próbują moje abonamenty podwyższać a nie obniżać. Zawsze słyszę to samo: „Bo takie oferty mamy dla nowych klientów”.
Czy branża fitness musi brać przykład z najgorszych, moim zdaniem, praktyk? Czy Walentynki, Dzień Kobiet, Dzień Kota i innych zwierząt musi być przyczynkiem do kolejnej PROMOCJI dla nowych klientów? Tyle mówimy o retencji, o lojalności klientów. Narzekamy, że odchodzą, że migrują. A są nam w ogóle potrzebni?
Takie mamy, drodzy państwo, kwiatki. W sam raz na Dzień Kobiet.