MUSSO GRAND: największa paka w mieście

Może stylistycznie pick-up Musso Grand nie zasługuje na tytuł Mistera, ale w tym aucie jest moc, która podbiła nawet moje oddane 3,2-litrowemu i charakterystycznie cykającemu silnikowi serce. I chociaż przeciętnemu użytkownikowi dróg, pick-up kojarzy się z autem do pracy w terenie, to Musso Grand potrafi być także stylowym drwalem w miejskiej dżungli, za którym w mieście obejrzy się niejedna białogłowa, a który kiedy wjeżdża w błoto, wskakuje w swój roboczy kombinezon i z łatwością wrzuca na pakę kilogramy. W końcu mówią o nim “śmiały i muskularny”…

Ten zbudowany na ramie olbrzym (długość 5040 cm!) zachowuje się zarówno w mieście, jak i na górskich zakrętach, jak zwinne autko. Jeśli już znajdziemy miejsce parkingowe, które pomieści olbrzyma, parkowanie nim jest czystą przyjemnością, bo Musso Grand (koreańskiej marki SsangYong) jest nie tylko bardzo zwrotnym mimo gabarytów pojazdem, ale też oferuje kierowcy doskonałą widoczność w lusterkach i dużych szybach oraz świetną kamerę (8′′ wyświetlacz z kamerą cofania HD), która ułatwia “kołowanie” (terminologia lotnicza nie jest tu przypadkowa, bo tak mniej więcej wygląda parkowanie Musso w oczach parkingowej loży szyderców 🙂 ).

I absolutnie zgodzę się z hasłem reklamowym: naładowany komfortem.

Tak wygodnego auta dawno nie testowałam. Jak każda siedząca wiele godzin dziennie za biurkiem osoba, mam dolegliwości bólowe w odcinku lędźwiowym. Musso wybrałam się w Bieszczady.
To z Warszawy dobre sześć godzin jazdy. Uwierzcie mi, że wysiadłam wypoczęta.
Fotel kierowcy, ale i siedzenia pasażerów są bardzo ergonomiczne. A może to także zasługa dobrego nagłośnienia (6 głośników w wersji Quartz), które otula nas dźwiękiem w tym wnętrzu gwarantując miłe dla ducha doznania? Tak czy owak, po podróży mogłam spokojnie i bez narzekania ruszyć na połoniny.

Mimo prostoty w wykonaniu zarówno wnętrza, jak i nadwozia, po prostu nie sposób nie zakochać się w tym samochodzie. Zwłaszcza kiedy podsumuje się zużycie paliwa w trybie mieszanym – 8,5 l. I to biorąc pod uwagę kierowcę, któremu jazda w trybie ECO jest raczej obca… Silnik 2,2 l naprawdę daje radę. Jest bardzo dynamiczny i bardzo przyjemnie się prowadzi w manualu, od którego zdążyłam już odwyknąć (do automatu trzeba we wszystkich wersjach dopłacić ok. 10 000 zł). I tak przyjemnie mruczy na bieszczadzkich serpentynach niczym kot drapany za uchem. A jak gładko, mimo swoich gabarytów, wchodzi w zakręty… Mmmm. Na tylnej kanapie jest dużo miejsca. Specjalnie zabierałam turystów, żeby usłyszeć ich wrażenia z jazdy. Byli zachwyceni i ilością miejsca i wygodą, choć na zakrętach ich nie oszczędzałam. W końcu jak test, to test.

To auto z największą paką w mieście to wielka radocha dla kogoś, kto lubi tego typu samochody i, prawdę mówiąc, wciąż szukam uzasadnienia, żeby stać się jego właścicielem. Dostarcza niebywałej frajdy z jazdy, ale też cenowo jest konkurencyjny w swoim segmencie. Ceny rocznika 2020 zaczynają się od 123 000 zł. To wersja Crystal, która wyposażona jest m.in. w system elektronicznej kontroli toru jazdy, system wspomagający hamowanie, system kontroli trakcji, asystenta ruszania na wzniesieniu, elektroniczny rozdział siły hamowania, system kontroli zjazdu ze wzniesienia, aktywną kontrolę przechyłów nadwozia oraz system monitorowania ciśnienia w oponach.
Za napęd 4×4 z reduktorem trzeba tu dopłacić ok. 10 000 zł.

Testowany przeze mnie egzemplarz to wyższa wersja Musso Grand – Quartz – z silnikiem 2.2 Diesel i manualną skrzynią biegów, napędem 4×4 z reduktorem, w kolorze Maroon Brown z zawieszeniem piórowym, na felgach aluminiowych 17″. Wisienką na torcie była wyciągarka marki Warn, która podczas bieszczadzkiej wyprawy nie była co prawda potrzebna, ale jej obecność to jak dodatkowa polisa ubezpieczeniowa, kiedy zjedzie się przypadkiem w grząski teren.

Najdroższa wersja Musso Grand – Sapphire – to wydatek minimum 177 500 zł, ale tu już możemy liczyć na większe luksusy, jeśli takowe lubimy.

 

Relacja z jazd testowych w Bieszczadach:

Fot. Zofia Kowalczyk

Fot. Dorota Warowna

Pytanie czy polecam to auto, będzie tu pytaniem retorycznym. Ale trzeba kochać tego typu pojazdy i fun, który oferują. Lubię siedzieć wysoko w samochodzie, lubię przejechać przez błoto czy piach nie martwiąc się, że w nich polegnę na długie godziny. Lubię, kiedy mój samochód pozwala mi przewieźć to i owo bez wzywania większego transportu. Wiem też, że zima w pick-upie na drodze może łatwa nie być, bo pusta paka może oznaczać niezłe pląsy na śliskiej nawierzchni. Więc na razie testuję inne opcje, ale ten muskularny drwal śni mi się czasem po nocach…

BROSZURA DO POBRANIA

Więcej informacji na stronie SsangYong

- REKLAMA -