Karolina Libelt Pilates Studio: Jest hype na pilates

Można powiedzieć, że nasze historie są podobne, tzn. zbiegają się czasowo. Ja wystartowałam z magazynem w 2012 roku, a Karolina Libelt otworzyła wtedy swoje studio. I w jednym z pierwszych numerów Fitness Biznes znalazł się wywiad z nią. Tytuł pamiętam do dziś: „Kameralny warsztat naprawczy”. I choć od tamtej pory przez jej ręce, maty
i urządzenia przewinęły się tysiące klientów, choć sama przeszła wiele kursów w renomowanej szkole za oceanem i wielu innych znanych na świecie, wyszkoliła setki instruktorów, nadal naprawia w kameralnej atmosferze.

Rozmawiała Dorota Warowna

Czy „kameralnie” to słowo klucz dla tego, co robisz?

Karolina Libelt: ‒ Zdecydowanie tak. Stawiamy na komfort, jakość, kameralność i bliski kontakt z klientem. Takie butikowe miejsca mają to do siebie, że znamy się ze
wszystkimi klientami, często przyjaźnimy i nasze relacje są bardzo bliskie. Tworzy to
zupełnie inną atmosferę niż w ogromnych klubach. Klienci też szukają teraz większej
intymności oraz bardziej przyjaznej relacji i wiążą się z takimi miejscami. Rotacja klientów
jest u nas bardzo mała. Jak ktoś przyjdzie, to już zostaje.

Studio, w którym teraz funkcjonujesz, to już kolejna lokalizacja. Co było po drodze od 2012 roku i dlaczego zmiany?

K.L.: ‒ Tak naprawdę prowadzę teraz już swoje trzecie studio. W 2012 roku byłam
jedną z pierwszych w Polsce, które miały tego typu miejsca. Zaczynałam w lokalu
w kamienicy w centrum miasta. Po dwóch latach na tyle mi się wszystko rozrosło, że
czas był się przenieść i ze 140 mkw. wskoczyłam na 300 mkw. Pracowałam tam aż
do pandemii, kiedy wiadomo, nasza branża dostała mocno w kość. Gdy wszystko się
zaczęło i tak naprawdę nie wiadomo było co dalej, jak cała sytuacja będzie się rozwijać, zostałam z ogromnym czynszem za tak duży lokal. Postanowiłam wtedy postawić
wszystko na jedną kartę i zrezygnować z takiego dużego obciążenia, m.in. finansowego, i znowu wróciłam do mniejszego lokalu. I nie ukrywam, był to strzał w dziesiątkę, bo
autentycznie odetchnęłam.

W czasach, kiedy klienci oczekują fitnessu właściwie za bezcen lub w ramach karty sportowej, twoje studio nie współpracuje z pośrednikami i zajęcia nie są tanie. Czy taka strategia i polityka cenowa pozwalają się utrzymać na tym trudnym, dziwnym i zepsutym przez samą branżę rynku?

K.L.: ‒ Nie ukrywam, że gdy miałam duże studio, to współpraca z pośrednikami wydawała mi się konieczna…

 

Jeśli chcesz przeczytać całą rozmowę, zapraszamy do czytelni online – LINK

Możesz też otrzymać wersję drukowaną magazynu w bezpłatnej prenumeracie – LINK

 

- REKLAMA -