12 lat działalności i 4 kluby – tak prezentuje się w dużym skrócie fitness biznes prowadzony przez Mariusza Kosiora, który swoją przygodę z branżą rozpoczął jako trener i zawodnik sportów sylwetkowych w wieku 21 lat. Właściciel Extreme Fitness Mariusz Kosior opowiada nam o poszukiwaniu szansy w kryzysie, pasji trenerskiej i dlaczego stawia na innowacyjność w swoich obiektach.
Panie Mariuszu, proszę opowiedzieć jak zaczęła się Pana przygoda z fitness biznesem. Skąd pomysł, aby otworzyć własny klub fitness? Jak wyglądały Pana początki?
– Swoją przygodę z branżą fitness rozpocząłem jako trener i zawodnik sportów sylwetkowych, a do dziś prowadzę treningi personalne. Z własnym biznesem zmierzyłem się mając 21 lat. Jest to niewiarygodna historia. Na swojej drodze spotkałem osobę, która potrzebowała mojej pomocy ze względu na nadwagę. Udało nam się osiągnąć niesamowity sukces. W wieku 59 lat, zrzucił 58 kg i odzyskał zdrowie. Nasze relacje doprowadziły do współpracy biznesowej. Początek nie był łatwy. Mimo pasji i chęci, szybko zaczynało brakować funduszy na wiele rzeczy. Dodatkowo, wybrany lokal o metrażu 280 mkw. posiadał liczne skosy, co utrudniało ćwiczenia. Początkowo bałem się wynajmować dużą powierzchnię. Po dwóch latach okazało się, że biznes nabiera rozpędu i musiałem pomyśleć o zmianie lokalizacji. Dziś prowadzę wraz z żoną kluby o powierzchni po 1300 mkw.
12 lat działalności zaowocowało 4 lokalizacjami w Mielcu i okolicach. Czy jest potencjał na więcej? Czy ma Pan jakieś nowe pomysły biznesowe?
– Gdyby ktoś powiedział mi 12 lat temu, że będę prowadził sieć klubów pod nazwą Extreme Fitness Mariusz Kosior, to nie uwierzyłbym mu ani trochę. Duża firma wiąże się z większą odpowiedzialnością, a duży obrót w firmie to dużo większe ryzyko. W moim życiu wiele rzeczy dzieje się z przypadku. Na swojej drodze spotykam samych życzliwych ludzi, którzy darzą mnie zaufaniem i chcą ze mną współpracować biznesowo.
W pewnym momencie stanąłem przed decyzją o kolejnych inwestycjach i nowych klubach. I wtedy przyszła pandemia i pierwszy lockdown. Był to dla nas bardzo trudny i stresujący czas. Świat się wtedy zatrzymał i ja również miałem chwilę, by zastanowić się, co jest dla mnie ważne. W okresie pandemii musiałem zamknąć jeden oddział w firmie. Zdałem sobie sprawę, że najważniejsze dla mnie jest niesienie pomocy, praca z klientem i personalne relacje. Nie jestem stworzony do zarządzania i pracy biurowej. Znam swoje słabości, nie nadaję się do prowadzenia dużej firmy w pojedynkę, a budowanie struktur zatraca wizję marki. W moim przypadku, mała firma to pełna kontrola. Chcę zawsze utożsamiać się z moimi klubowiczami, dlatego nie rezygnuję z pracy trenera.
A czy jest potencjał na więcej? Myślę, że tak. Ludzie potrzebują ruchu, relacji z innymi i rozrywki, jaką daje klub fitness. Jednak chcąc zachować wysoką jakość swoich usług, nie planuję dalszego rozwoju. Jeśli chodzi o pomysły biznesowe, to chciałbym dotrzeć z moją wiedzą do szerszego grona odbiorców. Przyjmuję nie tylko klientów, którzy chcą „zrobić formę”, ale też takich, którzy borykają się z dolegliwościami bólowymi przez lata. Cieszę się, że mogę im skutecznie pomagać.
Proszę opowiedzieć więcej o profilu Pana klubów. Jak się pozycjonujecie? Jaką ofertę i zajęcia oferujecie? Jaka jest grupa docelowa?
– Hasło jakie pozycjonuje naszą firmę to „relacja z klientem”. Nigdy nie rozpocznę pracy, zanim nie przywitam się z każdą osobą w klubie. Bardzo ważne jest dla mnie, by każdy czuł się dobrze w Extreme Fitness. Kolejna kwestia to jakość. Pod tym względem podchodzę pedantycznie do klubu.
Bardzo cenię sobie innowacyjność i staram się wprowadzać do klubów nietypowe rozwiązania. Obserwuję rynek i rozszerzam ofertę o nowości, których nie ma w okolicy.
Grafik zajęć jest mocno rozbudowany. Proponujemy zajęcia taneczne, sztuki walki, ćwiczenia wzmacniające, treningi funkcjonalne czy rozciągające. Bogata oferta zajęć również przyciąga klienta.
Nie mamy sprecyzowanej grupy docelowej. Większość stanowią młode osoby, ale bardzo cenię sobie każdego seniora. Taka osoba jest dobrym przykładem dla nastolatków. W dodatku usłyszałem kiedyś, że lepiej dogaduję się ze starszymi ludźmi niż z rówieśnikami.
Ostatnią nowością w ofercie klubu na ul. Szafera w Mielcu jest koncept treningowy SkillX od Technogym. Skąd wybór właśnie tego formatu? Co skłoniło Pana do wyboru SkillX?
– Sam pomysł zrodził się przez lockdown. Kryzys, który dotknął naszą branżę, to szczególnie trudne doświadczenie. Trzeba podtrzymać w sobie wiarę w przetrwanie klubów i dalsze inwestycje. Jednak kierowałem się powiedzeniem, żeby w kryzysie poszukiwać szansy.
Wiedziałem, że ludziom będzie bardzo trudno zmotywować się do powrotu na siłownię. Nie kierowałem się cyframi i tym, ile na tym zarobię, tylko jak mogę im pomóc w powrocie do aktywności. System treningowy SkillX jest doskonałym narzędziem do ustalania realnych celów i kontroli pracy z pulsem, co zdecydowanie wpływa na motywację klubowiczów.
Jak sprawdza się ten koncept w klubie, który działa już od wielu lat w modelu tradycyjnego klubu fitness? Czy spotkał się z zainteresowaniem klubowiczów? Jak wygląda frekwencja na zajęciach i jak „czują” ten koncept trenerzy?
– Jestem bardzo szczery, dlatego powiem, że początki nie były łatwe. Każdy jest przekonany o tym, że innowacyjny produkt sam się obroni. Jednak wiedza, że produkt jest świetny, nie wystarczy. To, co jest najważniejsze w klubie, to wiara w zespół i wydobycie potencjału, jaki jest w nich samych.
Mimo dobrego marketingu to ostatecznie klient wystawia ocenę i poleca nasz klub dalej. Tak też w naszym przypadku się stało. Grupa stworzyła się na zasadzie łańcuszka. Uczestnik zajęć przekazywał informację dalej i przyprowadzał nowych znajomych. Dziś osiągnęliśmy sukces w dużej frekwencji na zajęciach SkillX.
Jakim klubom poleciłby Pan koncept SkillX? Czy Pana zdaniem jest to trening dla każdego użytkownika?
– Patrząc na trendy fitnessu, koncept SkillX poleciłbym każdej osobie, która prowadzi klub z pasji. Nie ma lepszej metody na stworzenie społeczności w klubie, która razem się motywuje i rywalizuje. W tej formule treningowej odnajdzie się każdy. U nas najstarszy uczestnik ma 65 lat, a najmłodszy 15. Proszę pamiętać, że w tym treningu nie chodzi tylko o rywalizację z innymi, ale też by pokonać własne słabości i ograniczenia.
Czy otrzymał Pan jakieś wsparcie od dystrybutora w zakresie wdrożenia i rozkręcenia konceptu w klubie? Na którym etapie to wsparcie okazało się najważniejsze?
– Pozwolę sobie na ocenę współpracy w sposób prawdziwy. Zanim zdecydowałem się na zamówienie SkillX, przedstawiciel handlowy dokładnie przeanalizował moją działalność, profil klienta i ustalił potrzeby.
Potem otrzymałem profesjonalne wsparcie przy stworzeniu grafik do kampanii reklamowej oraz wnętrz mojego klubu. Najważniejsze okazało się wdrożenie systemu w życie przez trenerów i szkolenia. Do dziś utrzymujemy świetny kontakt z zespołem Technogym i mamy zapewnione wsparcie. Myślę, że tak powinna pracować każda firma, ale tak dzieje się, kiedy znamy jakość swojego produktu.
Dziękuję za rozmowę.