Piotr Bochnia (My Fitness Place): Dajemy radość z treningu

O tym, dla kogo jest marka My Fitness Place, o zróżnicowaniu formatów klubów i o planach sieci na 2019 rok rozmawiamy z Piotrem Bochnią, Dyrektorem Operacyjnym, Członkiem Zarządu My Fitness Place.

Rozmawiała Dorota Warowna

Piotr Bochnia (My Fitness Place): Dajemy radość z treningu Piotr Bochnia

Radość z aktywności fizycznej. To moje pierwsze skojarzenie z My Fitness Place. Dużo o tym mówicie, piszecie. Rozumiem, że to jeden z argumentów sprzedażowych w kraju dość ponurych ludzi. Czy twoim zdaniem Polacy odnajdują przyjemność w treningu? Badania pokazują, że ćwiczy nas wciąż garstka.

– Cieszę się, że nasz przekaz trafił do ciebie. My Fitness Place ma dawać radość z ćwiczeń, a także ma łączyć ludzi aktywnych, budować wokół klubów społeczność ludzi pozytywnie nastawionych do życia. Siłownia to nie tylko miejsce, do którego przychodzisz i robisz trening. To miejsce, gdzie poznaje się nowych ludzi, zaraża się aktywnością, spędza wolny czas. Staramy się tak przygotować ofertę, aby nasi klubowicze mieli możliwość wzajemnej motywacji poprzez trening w grupach. Tak modne teraz zajęcia cross czy kalistenika dały możliwość prowadzenia zajęć w klubie w strefach funkcjonalnych czy cross. Prowadzimy tam przeróżne formy, począwszy od short classów 15–20 minut na brzuch, pośladki po dłuższe zajęcia, takie jak np. TRX-y.

W porównaniu z innymi krajami rzeczywiście statystyki mamy słabe, ale to wciąż się zmienia i zmieniać się będzie. Porównując aktywność Polaków 15–20 lat temu z tym, co mamy teraz, mogę chyba śmiało powiedzieć, że zrobiliśmy duży krok do przodu. I to nie tylko kluby fitness. Mam na myśli całe mnóstwo innych aktywności, jak bieganie, kolarstwo górskie czy szosowe, triathlon czy biegi przełajowe. Świadomość potrzeby spędzania aktywnie wolnego czasu cały czas rośnie. Mam nadzieję, że przełoży się to również na dzieci, ponieważ tutaj możemy zaobserwować raczej kiepskie statystyki. Niestety, „śmieciowe” jedzenie i cyfryzacja spowodowały, że dzieci nie chcą się spotykać ze sobą. Duża część zaległa przed grami z chipsami w ręku, więc przed rodzicami jest duże pole do popisu. Muszą namawiać dzieci do aktywności, kreować w nich potrzebę ruchu.

Dla kogo jest marka My Fitness Place? Kim jest wasz klient?

– Nasz target jest dość szeroki, ponieważ w ofercie możemy znaleźć zajęcia dla dzieci i zajęcia dla seniorów. Można w naszych klubach zrobić specjalistyczny trening np. z dwuboju siłowego, a z drugiej strony oferujemy pilates, zdrowy kręgosłup. Tak, że znajdziesz u nas coś miłego dla każdego. Naszą ofertę kierujemy przede wszystkim do ludzi ceniących sobie jakość usług. Stawiamy na dobrą kadrę i dobrze zaprojektowane wnętrza, żeby komfort treningu był jak najlepszy. Nasz model biznesowy jest w szeroko pojętym mid-markecie, gdzie za przystępną cenę oferujemy jak najwięcej możliwości, a przede wszystkim dajemy dobrze wyszkolony personel. Postawiliśmy sobie cel stworzyć sieć klubów przyjaznych dla ludzi chcących doświadczyć „tego czegoś”.

Tak naprawdę oprócz samych ćwiczeń chcemy dawać emocje, aby klient chętnie do nas wracał. Nie wystarczy wstawić sprzęt, ułożyć grafik fitness i myśleć, że wszystko będzie hulało. Przede wszystkim trzeba stworzyć atmosferę miejsca, trzeba poznać klientów, ich potrzeby. W tym celu zatrudniamy dobrych trenerów i instruktorów, którzy są dobrze przygotowani merytorycznie, ale przede wszystkim są fajnymi ludźmi. Pomimo dużej liczby klubów staramy się oprócz naszych standardów tworzyć kluby lokalnie, budować ofertę pod konkretne miejsce i potrzeby. Stawiamy na dobrych i zaangażowanych menedżerów, którzy są w stanie budować wyjątkowy zespół, obserwować lokalny rynek i jego potrzeby. Staramy się podążać za potrzebami, wprowadzać nowości, a także edukować klienta. Myślę, że ważnym elementem naszego sektora jest właśnie edukacja na temat zdrowego trybu życia, tego, że kluby fitness to nie tylko miejsca dla boskich ciał.

My Fitness Place to obecnie 15 klubów. Rozwijacie się bardzo dynamicznie głównie na rynku krakowskim. Badacie też grunt w sąsiednich województwach. Czy My Fitness Place będzie marką południowej Polski ,czy chce być obecna w całym kraju?

– W lipcu 2017 roku otworzyliśmy pierwszy klub My Fitness Place, a teraz mamy ich już 15. To fakt, że szybko się rozwijamy i nadal będziemy. Skupiliśmy się głównie na rynku małopolskim, ale także mamy kilka klubów w woj. śląskim i jeden w Opolu – i na tych rynkach będziemy się skupiać.

Mam wrażenie, że My Fitness Place nie jest siecią, która wciska się z gotowym formatem na określony rynek. Macie w swoim portfolio kluby od 270 mkw. do ponad 2000 mkw. powierzchni. Wasz model biznesowy przypomina trochę modele z branży FMCG, gdzie wielkość i ofertę sklepu dopasowuje się do potrzeb danego rynku i lokalnego klienta. To wymaga badań, analiz, znajomości rynku, na który się wchodzi. Możesz powiedzieć, jak to robicie? Dlaczego takie zróżnicowanie formatów? Czy dobrze czytam waszą strategię? 🙂

– Masz rację. Mamy dość duży rozstrzał wielkości klubów, który wynika przede wszystkim z możliwości lokalowych i potrzeb w danym miejscu. Jeżeli jesteśmy przekonani, że w określonym rejonie jest potrzebny klub, to dostosowujemy jego aranżację do wielkości i możliwości lokalu. Oczywiście mamy swój ideał i staramy się szukać odpowiednich lokali, ale jak mówiłem – nie zawsze się da. Wiemy, że klient musi mieć klub blisko pracy czy domu i to nie jest wcale odkrywcze, ale rzeczywiście dla naszego modelu biznesowego ma ogromne znaczenie. Społeczeństwo ma coraz mniej czasu, żyje szybko, więc droga do klubu musi być krótka. Oprócz odległości i dostępności lokalu analizujemy liczbę mieszkańców, konkurencję oraz otoczenie klubu, w którym chcielibyśmy go otworzyć. Duże znaczenie również ma zasobność portfela, czyli czy jest potencjał nabywczy naszych usług w cenie, jaką oferujemy.

Masz za sobą dobrą fitnessową szkołę w takich klubach jak Gymnasion, Green Up. My Fitness Place to głębsze wody, ale z pewnością dające też inną perspektywę. Jak się czujesz w roli dyrektora operacyjnego? To duża odpowiedzialność na takim rynku, rynku, który wciąż się rozwija i kształtuje.

– Będąc już ponad 25 lat w branży rzeczywiście zdobyłem spore doświadczenie, a sięga ono aż Fit & Funu, gdzie jako klient, a później instruktor mogłem przyglądać się, jak prowadzi się ten biznes. Gymnasion niewątpliwie był dla mnie motorem do rozwoju i zdobywania ogromnego doświadczenia przy tworzeniu pierwszej sieci w Polsce. Z drugiej strony GreenUp dał mi możliwość samodzielnego prowadzenia jednego lokalnego klubu, gdzie mogłem doświadczyć, jak to jest odpowiadać za całokształt i powodzenie biznesu. Po drodze miałem jeszcze kilka innych doświadczeń. Choćby nawet otwieranie i prowadzenie pierwszego Saturna. Ale to przede wszystkim Gymnasion i GreenUp dały mi doświadczenie, dzięki któremu mogę teraz tworzyć nową markę i nią zarządzać. Po tylu doświadczeniach My Fitness Place jest dla mnie bardzo fajnym i ambitnym projektem. Dlatego w roli dyrektora czuję się dobrze. Oczywiście, tak jak mówisz, rynek rozwija się i ciągle przybiera nowe oblicze. Dlatego cały czas trzeba się uczyć i rozwijać, ale to chyba właśnie jest fajne w naszej branży.

Otaczają mnie młodzi, pozytywni ludzie, mogę wiele się od nich uczyć, obserwować ich zachowania, a poza tym, co chyba najważniejsze w naszej branży, obserwować, jakie są ich potrzeby. Zarządzanie ludźmi to nieustająca praca nad motywacją ludzi, nad tworzeniem przestrzeni do ich samorealizacji. To mnie nakręca i powoduje, że chętnie wstaję rano i idę do pracy, choć jak się lubi to, co się robi, to podobno nie jest to pracą, a przyjemnością. Mogę to tylko potwierdzić. Kraków jest dla mnie nowym rynkiem, więc tym bardziej wejście w ten projekt jest ciekawym doświadczeniem. Tworząc sieć klubów, tworzy się ciągle nowe możliwości kształcenia, rozwoju i zdobywania nowych doświadczeń, dlatego też wierzę, że My Fitness Place będzie nieprzeciętną marką na rynku polskim.

Twoją pasją są rowery. Czy traktujesz udział w tym projekcie jako swego rodzaju wyścig? Kiedy patrzę na polski rynek, od 2 lat obserwuję coś w rodzaju Tour de Pologne, żeby nie powiedzieć Giro D’Italia. Czujesz konkurencję także w zespole? Mówiąc o zespole, drużynie mam na myśli zbiór marek, które mają jednego operatora.

– Sport, a przede wszystkim kolarstwo, faktycznie jest od zawsze w moim życiu i to właśnie kolarstwo przyczyniło się do wyboru branży fitness jako kierunku mojej drogi zawodowej. Faktycznie jest tak, że byłymi sportowcami kieruje chęć wygrywania, natomiast w przypadku My Fitness Place chęć bycia najlepszym nie wynika z wewnętrznej rywalizacji, ale raczej po prostu mojego motta „jak coś robię to na 100 proc.”. Myślę, że konkurowanie między markami, wewnątrz całego dużego zespołu mogłoby doprowadzić do niezdrowej atmosfery. Raczej widzę tu przestrzeń do współpracy, dzielenia się doświadczeniami i wzajemnego inspirowania. Każdy z nas chce osiągać sukces, a można go szybciej osiągnąć w porozumieniu z innymi.

Kierując się zasadą współpracy, otwartości i szczerości można iść do przodu o wiele szybciej niż koncentrować się na tym, czy ktoś z kimś konkuruje. Tę zasadę wprowadzam zawsze do moich zespołów „nie ważne kto miał rację, ważne że potrafimy znaleźć najlepsze rozwiązanie dla naszej organizacji”. Często z małego pomysłu rodzi się duży pomysł, a kreatywność zespołów i zaangażowanie prowadzi właśnie do dużych pomysłów. Wszyscy mamy wspólny cel: aktywować jak największa ilość Polaków do ćwiczenia, więc koncentrujemy się na tym, żeby znaleźć rozwiązania, które nam ten cel pozwolą zrealizować.

Na zakończenie standardowe pytanie: jakie plany ma na ten rok My Fitness Place? Jeśli możesz uchylić rąbka tajemnicy, oczywiście.

– Ale tylko rąbka 😉 Mamy w planie w tym roku otworzyć jeszcze trzy kluby i ciągle się rozwijać pod kątem bycia lepszym, atrakcyjniejszym i bardziej profesjonalnym dla naszych klientów.

Dziękuję za rozmowę.


Fot. archiwum My Fitness Place

- REKLAMA -